Dzisiaj zamiast pisać, zapraszam do wysłuchania audycji – z moim udziałem – w Radiu Kraków o uprowadzeniach dzieci przez rodziców za granicę:
http://www.radiokrakow.pl/rozmowy/gdy-porywa-rodzic-o-porwaniach-rodzicielskich-37335/
Dzisiaj zamiast pisać, zapraszam do wysłuchania audycji – z moim udziałem – w Radiu Kraków o uprowadzeniach dzieci przez rodziców za granicę:
http://www.radiokrakow.pl/rozmowy/gdy-porywa-rodzic-o-porwaniach-rodzicielskich-37335/
Otagowane jako: konwencja haska 1980, konwencja haska z 1980, przeciwdziałalniu uprowadzeniom dzieci, uprowadzenia rodzicielskie
Poprzedni wpis: DOWÓD – ZDJĘCIE
Następny wpis: RODK – WYROK TRYBUNAŁU KONSTYTUCYJNEGO
{ 16 komentarze… przeczytaj je poniżej albo dodaj swój }
Stanowczo protestuję przeciwko sugestiom i językowi użytemu w audycji, to znaczy brakowi jednoznacznego i kategorycznego potępienia porwań rodzicielskich (szczególnie za granicę) jako wyrafinowanej formy przemocy nad dzieckiem. Sugestia, że odbicie dziecka to najskuteczniejsze rozwiązanie jest, delikatnie mówiąc, nieodpowiedzialna i wręcz bezprawna, bo nawołująca do dalszej przemocy. Skoro prawne procedury są „długie, skomplikowane i kosztowne”, to propozycja by je ominąć jest w moim odczuciu jawnym nawoływaniem do łamania prawa. Tego absolutnie w tej audycji nie powinno mieć miejsca. Zabrakło Pani w tym momencie audycji stanowczości i propozycji rozwiązań prawnych, które skróciłyby rozłąkę porwanego dziecka z odizolowanym rodzicem w ramach Konwencji haskiej. Ani razu nie wspomina Pani o możliwości zabezpieczeń kontaktów w procedurze haskiej, jako alternatywy do odbicia dziecka (tu zakładam, że skoro można odbić dziecko, to wiadomo, gdzie ono jest, więc kontakt zabezpieczyć można). Sugestia, że odbicie jest najprostsze w pewnych sytuacjach (3:40 min. wywiadu) jest niezgodne z zasadami etyki zawodu prawnika, których powinna Pani przestrzegać. Nie wskazuje Pani w tym momencie wpływu „najprostszego rozwiązania” na przyszłość dziecka. Taka wypowiedź nigdy nie powinna paść z ust jakiekogolwiek zawodowego prawnika. W ten sposób aktywnie przyzwala Pani na tezę, że lepiej dziecko nawzajem sobie porywać niż jak najszybciej przywrócić zrównoważony dostęp dziecka do obojga rodziców – nawet zanim decyzja o wydaniu dziecka zostanie podjęta. Skoro wspomina Pani o „pilnowaniu” porwanego dziecka, powinna była Pani sprecyzować, że w wiekszości przypadków w porwaniu/zatrzymaniu uczestniczy rodzina porywającego rodzica, co pogłębia konflikt – taka informacja mogłaby uczulić pozostawionych rodziców na skalę trudności takich wydarzeń. To nieprawda, że od strony psychologicznej dobrego rozwiązania nie ma – rozwiązaniem jest zaprzestanie dalszej przemocy wobec dziecka w jakiejkolwiek formie i jak najszybsze przywrócenie stanu sprzed pierwszego uprowadzenia, co słusznie mieli na myśli autorzy Konwencji haskiej. Większość wypowiedzi w audycji jest niewyważona i nieprzemyślana, dlatego myślę, że w końcowym rozrachunku przyniosła ona o wiele więcej szkody niż pożytku. W moim odczuciu jej przesłaniem było: „Noooo, dziecko cierpi najbardziej, ale rodzice sobie je porywają i tak po prostu jest.” Stop akceptacji tej przemocy!!!
Hmm, Pana emocje wskazują, jak potrzebne jest mówienie o problemie uprowadzeń rodzicielskich. Nie mogę się z Panem zgodzić, co do globalnej oceny, ale ma Pan do tego prawo. Teza, że dziecko cierpi przez jednogo z rodziców jest chyba bezdyskusyjna! Teza, że uprowadzenia są złe – też. Rozmowa dotyczyła przede wszystkim sytuacji po porwaniu – i tu nie ma idealnych rozwiązań. O wielu kwestiach nie wspominałam, bo czas audycji jest ograniczony. Zapraszam na mojego drugiego bloga, gdzie czasami piszę o konwencji haskiej: http://bezprawaanirusz.pl/?s=konwencja+haska
Własny przykład: polskie prawo jest ułomne, polskie sądy też są ułomne… Kto pierwszy porwie, ten wygrywa… Konwencje to mrzonka, skoro prawo lokalne nie działa… Do tego dochodzi fakt, że jeżeli jest się „odpowiedniej” płci, co potwierdzają statystyki, to życie jest znacznie łatwiejsze dla „odpowiedniej” płci…
Zawsze szkoda dzieci, które zostają z porywającym „ułomnym” i są kaleczone, bo najbardziej ułomni są rodzice (obojętne, czy oboje, czy jedno), którzy nie potrafią się porozumieć, tylko podejmują takie zawłaszczające działania, stad apel, aby próbować ile sił, aby się dogadać. Nie zawsze się uda, jak wspomniałem oboje lub jeden z „dorosłych” będzie ułomny…
O prawie zapomnijcie…
Cóż mogę powiedzieć…
W mojej sprawie zabrałem córkę w dniu sądownie ustalonego kontaktu, jednak wbrew woli matki. Ex wysłała na mnie policję. Zostałem zatrzymany. Gdy okazało się ,ze nie jestem porywaczem ale ojcem to usłyszałem zarzut 224 par. 2 kk i naruszenia nietykalności policjanta.
Sprawa karna w toku.
Tak kończą „porywacze rodzicielscy”
Moim Policjanci okazali się bardziej życiowi… Sąsiedzi, którzy oglądali całe zajście z resztą też… Ale już podjęciem zarzutów o agresję z drugiej nie byli zainteresowani…
Ex jest ich ( policjantów ) nadzorcą.
Masakra jakaś…
Brak słów…
Witam, mój jeszcze mąż wydał zgodę na stały pobyt dziecka z granicą pod moją opieką, zgoda została poświadczona notarialnie, kiedy nie mieszkaliśmy już razem. Obecnie mąż twierdzi, że cofnie mi tę zgodę, że żaden sąd nie przyzna mi dziecka, bo chce je wywieźć z dala od ojca. Działa trochę na zasadzie szantażu emocjonalnego, bo raz mówi, że się zgadza, a raz, że dziecko zostaje z nim, a ja mogę sobie jeździć, gdzie chcę. Córka ma 2,5 roku i jest ze mną mocno związana. Czy ja mam jakiekolwiek szanse, aby uzyskać sądowną zgodę na wyjazd z dzieckiem, pomimo sprzeciwów męża?
Wiem, że jestem nudna, ale sugeruję wizytę u prawnika z podpisanym przez męża dokumentem. Naprawdę nie można doradzać w takich sprawach na podstawie kilku zdań opisu. Może nie ma się czym martwić? Trzeba to szybko sprawdzić.
Warto w takich sprawach składać wniosek o rozpoznanie sprawy poza kolejnością, właśnie jeżeli chodzi o odebranie dziecka takie sprawy traktowane są jako pilne. W moim przypadku zadziałało, sprawa rozpoznana ekspresowo.
Pozdrawiam serdecznie
Dokładnie tak, są to sprawy traktowane priorytetowo.
Priorytetowe traktowanie jest jedynie względnie do innych spraw. Znane mi sprawy o wydanie dziecka trwały zwykle 2 lata lub dłużej, a jedyną załatwioną na jednej rozprawie poznałem na blogu pani Agnieszki. To i tak szybko w porównaniu z rozwodem skonfliktowanych rodziców (7 lat lub dłużej).
Hmm, wiem, że czasem się tak dzieje i mam tylko nadzieję, że bez udziału pełnomocnika. Adwokat oczywiście nie jest cudotwórcą, ale ma większe możliwości pilnowania procedury niż sama strona, która nie jest prawnikiem.
Trzeba uzbroić się w dobrego pełnomocnika, albo zacząć studiować prawo i śledzić orzecznictwo. Czasami wystarczy źle sformułować zdanie, np. wieść o przyspieszenie terminu i już takie pismo może niewiele pomóc.
Poza tym na pewno nie każdy taki wniosek i nie w każdej sprawie będzie skuteczny, ale dlaczego nie spróbować, skoro złożenie wniosku nic nie kosztuje!
Co do długich spraw rozwodowych, sama doświadczyłam (3 próby badań w RODK, mediacje i wnioski o zmianę postanowienia zabezpieczającego w kwestii kontaktów z dzieckiem za każdym razem również odwołanie od takiego postanowienia, powoływanie nowych świadków, w końcu apelacja..) Może to problem integralności wyroku rozwodowego, tak wiele spraw jak opieka nad dziećmi, majątek, czy ustalenie winy rozpadu pożycia jest ustalane przy okazji rozwodu. A gdy małżonkowie nie zgadzają się ze sobą w żadnej kwestii sprawy trwają latami.