Wspólna wizyta w kancelarii
Ostatnio odwiedzili moją kancelarię bardzo mili ludzie – jeszcze małżeństwo. Przyszli po poradę w sprawie separacji, rozwodu, podziału majątku. Oczywiście udzieliłam – mam nadzieję – wyczerpujących informacji, choć było to trudniejsze niż zwykle, co zresztą Klientom zakomunikowałam.
Dlaczego?
Cóż, adwokat jest zawodowo stronniczy. A tu musiałam wyjaśniać obojgu, zamierzającym się rozstać małżonkom, wady i zalety poszczególnych rozwiązań. Dodam, że to, co dla jednego było wadą, dla drugiego było zaletą.
Rozumiecie już?
Jednak nie to wywołało największe zdumienie Klientów. Zaskoczenie wywołała moja odpowiedź na pytanie, ile kosztuje moja pomoc (reprezentacja) w sprawie. Nie ze względu na wysokość mojego honorarium :-), ale z tego powodu, że nie mogę już pomagać żadnemu małżonkowi w tej sprawie. Nie mogę w sądzie reprezentować jednego mojego Klienta przeciwko drugiemu Klientowi. Nawet, jeśli początkowo ich interesy, czy oczekiwania są zbieżne, to nie musi tak być przez cały czas procesu. I co wtedy?
Powinnam urządzić casting, kto da więcej?
Otóż nie. Wspólna wizyta małżonków u adwokata praktycznie eliminuje tego adwokata z przyszłych spraw między tymi osobami. Muszę podkreślić, że to jest moje zdanie. Spotkałam się też z odmiennymi opiniami.
Obiecałam moim klientom, że o tym napiszę, bo o tym nie wiedzieli i pewnie mało kto (poza prawnikami) o tym wie. Wywiązuję się więc z obietnicy :-).
Poza tym, czasem warto wiedzieć więcej niż nasz potencjalny przeciwnik. Interesy rozchodzących się małżonków rzadko są zbieżne. Choćby z tego powodu warto samemu pójść po poradę i mieć nadzieję, że drugi małżonek dowiedział się mniej ;-).
{ 28 komentarze… przeczytaj je poniżej albo dodaj swój }
Nigdy razem do pełnomocnika profesjonalnego.
Miałam podobny przypadek w swojej kancelarii – w ubiegłym roku. Małżeństwo zgodnie chciało się rozejść. Mąż zaproponował, żebym została pełnomocnikiem jego żony, co więcej – chciał uiścić moje honorarium.
No i kłopot :-).
Witam Pani Agnieszko!
Dziękuję za wywiązanie się z obietnicy 😉
I za miłe spotkanie. Pozdrawiam!
Ooo, bardzo się cieszę, że Pani zajrzała nie tylko do kancelarii, ale także na bloga :-). Serdecznie pozdrawiam!
Agnieszko, chwała Ci za to, że o tym piszesz i że masz takie podejście. Oczywiście wynika ono z zasad etyki, ale niestety mam wrażenie, że sytuacja na rynku sprawia, że u niektórych odchodzą one do lamusa. Znam osobiście pełnomocników, którzy w takich sytuacjach nie widzieliby specjalnego problemu. Z drugiej strony na takie działania coraz częściej naciskają również klienci. Pamiętam zdziwienie i lekkie oburzenie ze strony jednego klienta, w którym doszło do zmiany zarządu, kiedy odmówiliśmy wystąpienia przeciwko byłym członkom zarządu, z którymi wcześniej współpracowaliśmy, argumentując, że zarząd działał w zaufaniu do nas i mówił nam różne rzeczy, a my nie możemy tych informacji obecnie wykorzystywać.
Pawle, jestem przekonana, że każdy (no, prawie każdy) prawnik spotkał się z taką sytuacją i od każdego prawnika zależy, jak się w takiej sytuacji zachowa. Jestem przekonana, że większość z nas (i nietypowo pisząc NAS mam na myśli także radców prawnych) zachowuje się etycznie. Jeżeli sami nie będziemy się szanowali, to kto nas będzie szanował :-)?
Agnieszko,
bardzo ciekawy i pożyteczny wpis. Na marginesie, pamiętam doskonale wypowiedź red. Kraśko, który aby podkreślić w jakiej zgodzie rozstawał się ze swoją pierwszą żoną, mówił o tym, że zarówno p. Dominikę Kraśko, jak i jego reprezentowała ta sama pani adwokat. Zdecydowali się na tego samego adwokata, bo mają do siebie duże zaufanie. Podobno sąd nie mógł wyjść z podziwu…
I co Ty na to? Niemożliwe???
Hmm… Różne cuda w sądach widziałam :-), ale takiego – nie. Dla mnie niemożliwe. Nie potrafię sobie tego w ogóle wyobrazić, ale może moja wyobraźnia jest zbyt ograniczona :-).
Cudem jest podziw sądu czy reprezentowanie przez jednego pełnomocnika stron o sprzecznych interesach?
Bo to drugie niestety zdarza się.
Dla mnie cudem jest podziw sądu :-). Z tym drugim nigdy się nie spotkałam (co niestety nie znaczy, że się nie zdarza).
A ja się sądowi nie dziwię. Bo dlaczego w czasie rozwodu małżonkowie mieliby mieć sprzeczne interesy? Często mają ale nie muszą. Wielką wartością jest gdy interesy te są wspólne – zgodne, godne rozstanie i dobro dziecka. Często małżonkowie byliby skłonni nawet wspólnie podpisać pozew, by nie robić wrażenia, że ktoś przeciwko komuś występuje. Niestety prawnie nie jest to możliwe. A szkoda. Czy w sytuacji opisanej przez Agnieszkę występuje konflikt interesów? Mam wątpliwości.
Ale przecież wystarczający jest sam potencjalny konflikt interesów, żeby nie móc reprezentować dwóch stron. To trochę tak jak by nie widzieć problemu przy reprezentowaniu obu stron zawierających umowę kupna nieruchomości. W końcu w momencie zawierania umowy konfliktu nie ma, bo strony osiągnęły porozumienie. Tyle, że ten konflikt zawsze może się pojawić.
Podobnie w tym wypadku. To, że strony na początku są zgodne, nie stanowi żadnej gwarancji co do tego, że się później nie poróżnią.
Paweł, a w postępowaniu nieprocesowym, gdzie z założenia teoretycznie nie ma konfliktu interesów i powszechną praktyką jest reprezentowanie kilku uczestników ?
Oczywiście, w nieprocesie się zdarza. Ale ile razy jest później tak, że zgodne na wstępie interesy się rozchodzą? Wtedy pojawia się problem.
Mimo wszystko, zgadzam się z Pawłem. Trudno być lojalnym „reprezentując” obie strony. Jeżeli zauważę, że interes jednego klienta zaczyna być sprzeczny z interesem drugiego klienta, to mam im powiedzieć, czy nie? No komu mam o tym powiedzieć? Obojgu? Jednemu? Któremu? Uważam, że lepiej takich sytuacji unikać. Skoro mamy reprezentować interes naszego klienta (a mamy), to róbmy to w sposób nie budzący niczyich wątpliwości.
Agnieszko, a ja jestem zdania, że jak jest zgoda na początku to nie mogę odmówić pomocy (w tym reprezentacji). Ta zgoda jest dla mnie najważniesza, tego się trzymam i wspieram strony by wytrwały. Potem, gdyby odpukać wystąpił konflikt, mam zawsze możliwość wyłączenia się ze sprawy. Uważam, że tak jest fair. Ale temat ogólnie dla prawnika bardzo ciekawy.
Faktycznie wpis „na czasie”
Coś w tym jest że coraz więcej ludzi chce się tak rozejść
Bardzo sympatyczna i potrzebna notka! Gdy opowiadam znajomym (gdy na moje nieszczęście rozmowa już zejdzie na prawo) na temat humorystycznych przykładów prawnej niewiedzy, duże zdziwienie zawsze wywołuje anegdotka o małżeństwie, które na rozprawie sądowej odpowiedziało że po raz ostatni współżyło ze sobą dzisiaj rano. Zdziwienie oczywiście dotyczy niewłaściwości takiego postępowania 🙂
Nie zgadzam sie z tym ,za nigdy razem do adwokata.Na zachodzie idzie się do adwokata razem i spisuje umowę rozwodu i po rozwodzie,chyba że strony zechcą się szarpać no to w sądzie .
Nie znam zagranicznych procedur, więc na ten temat nie mogę się wypowiadać. Proszę wziąć jednak pod uwagę, że u nas nie można się rozwieść poza sądem podpisując umowę.
Pani Agnieszko… Pani Mecenas… „WziąŚć”? Serio?
Uj, dziękuję za zwrócenie uwagi. aiste – wstyd. Nie zauważyłam tego błędu – juz poprawiam.
Pewna Pani adwokat odmówiła mężowi i mi WSPÓLEJ porady w sprawie rozwodu motywując to etyką zawodową.
Moim zdaniem to już przesada, ale każdy z nas sam ocenia, co w jego mniemaniu jest etyczne, a co nie. Dlatego też, co można zaobserwować w dyskusji pod wpisem, podejście prawników w tej kwestii jest różne.
czyli dziel i rządź — sprawę drugiego małżonka weźmie koleżanka:)———-zerowa umiejętność negocjacji:(
Zdecydowanie nie wybrałabym się z kimś do adwokata, co moje to moje, po co właśnie przeciwnik ma coś wiedzieć i móc wykorzystać przeciwko mnie.
great
Anno, szanuję Twój pogląd. Masz rację, że zawsze można się wyłączyć ze sprawy. Mimo wszystko pozostaję przy swoim poglądzie :-).
Miło mi zakomunikować, że mój wpis został zauważony w Dzienniku Gazecie Prawnej
{ 1 trackback }