Właściwie nie planowałam już wpisów na blogu w starym roku, ale przeczytałam artykuł autorstwa p. Terlikowskiego na www.rp.pl i nie ma siły – muszę. Nie czuję się godnym interlokutorem dla pana redaktora, ale coś o rozwodach wiem (choć nie wiem, czy więcej od autora artykułu, który można przeczytać tu).
Nigdy nie odważyłabym się twierdzić, że rozwód to coś dobrego. Jak byśmy na to nie spojrzeli to jednak jakieś niepowodzenie życiowe. Razi mnie jednak czarno-białe postrzeganie rzeczywistości przez autora artykułu. Mogę się zgodzić, że eufemizmy są milsze uchu niż brutalny język, ale rozwód jest rozwodem. Osobiście nigdy nie spotkałam się z zastąpieniem tej nazwy pogonią za szczęściem. Nie spotkałam się też w rozmowie z którymkolwiek z moich klientów z taką motywacją decyzji o rozwodzie.
Mam na koncie naprawdę dużo rozwodów. Mam też na koncie „uniknięcia” rozwodu, choć – nie ma co ukrywać – statystycznie znacznie mniej. Nie jest jednak moim celem rozwiedzenie każdego, kto do mnie przyjdzie z problemem małżeńskim.
Wracając do ostrych ocen p. Terlikowskiego i niewątpliwie budzącego emocje sposobu wyrażania opinii muszę zwrócić uwagę na fakt, że jednak życie jest pełne raczej odcieni szarości. Nie każda rozwodząca się osoba ma już kogoś. Czasem to po prostu ucieczka przed małżonkiem. Skok na głęboką i nieznaną wodę, czasem nawet po wielu latach bezpiecznego, bo znanego trwania. Oczekiwanie, że bez względu na wszystko będzie się trwało i cierpiało, jest chyba nieuzasadnione. Nie każdego stać na heroizm, zwłaszcza, gdy heroizm ma dotknąć innych bliskich. Nie wiem, czy dziecko będzie szczęśliwsze w domu bez miłości i wzajemnego szacunku, niż w rozbitej, ale dającej poczucie bezpieczeństwa rodzinie. Czy należy znosić poniżanie i bicie na oczach dzieci, czy lepiej podjąć trudną decyzję? Moje przykłady, to także pewne modele. Tak jak p. Terlikowski posługuję się skrajnością ,tyle że z drugiego bieguna. Prawda jak zwykle leży gdzieś pośrodku.
{ 7 komentarze… przeczytaj je poniżej albo dodaj swój }
Cóż, pod nazwiskiem autora podpis brzmi: filozof… Nie każdy, kto skończył filozofię jest filozofem; było kilku takich: Sedes z Bakelitu, Kloss z Abwehry, teraz Terlikowski z Frondy… Stare tureckie przysłowie mówi: it ürür, kervan yürür. Pozdrowienia Noworoczne z Rzeczywistości, nie z Projekcji 🙂
Google tłumacz czyni cuda – „psy szczekają, karawana idzie dalej”. Bardzo dziękuję za komentarz.
Pani Mecenas, trafiła Pani w sedno, nic dodać, nic ująć. Nie ma schematów, każda rodzina ma swoją historię, niejednokrotnie swoją tragedię…Pozdrawiam!
Ano, tym właśnie się zajmujemy na co dzień, prawda Pani Mecenas? Pozdrawiam serdecznie.
Pani Mecenas, trafiła Pani w sedno, nic dodać, nic ująć. Nie ma schematów, każda rodzina ma swoją historię, niejednokrotnie (a nawet najczęściej) swoją tragedię…Pozdrawiam!
Właśnie. Pani tekst mnie zainspirował i zabrałam „u siebie” głos w dyskusji;) Może Pan Redaktor nam odpowie…:)
Szczerze – wątpię :-). To nie jest wyodny temat. Ale może czytelnicy zabiorą głos? http://tatomaszprawo.pl/jak-to-jest-z-ta-mistyfikacja-glos-w-dyskusji/