Przyznam szczerze, że czekałam na odcinek o rozwodzie (nie miałam żadnych wątpliwości, że jest to tylko kwestia czasu). I co? ROZCZAROWANIE. Pomijam potknięcia sądowe (chyba tak musi być – rozprawy w rzeczywistości nie są tak atrakcyjne, jak pokazuje się to w filmach i staram się spoglądać przez palce na odstępstwa od rzeczywistości ), ale czegoś mi brakowało. Nie chodzi o tło filmu – jakkolwiek historia przerysowana, to w życiu się zdarza – czasem bywa tak, że zatracenie się w pracy dla dobra rodziny doprowadza do jej rozbicia. Żal mi jednak zaprzepaszczonej szansy na pokazanie ile można zrobić w procesie, na jakie komplikacje można natrafić i jak można sobie z nimi poradzić. Na wielki plus zapisuję rozmowę mec. Przybysz z p. Martą o rozwodzie z orzekanie o wyłącznej winie i braku zgody na rozwód drugiego małżonka. To, co przypieczętowało moją niezbyt pozytywną ocenę dzisiejszego odcinka, to fakt porzucenia przez adw. Żarskiego swojego klienta na sali. Osobiście mnie to dotknęło, bo nie wyobrażam sobie takiej sytuacji w „realu”. Czuję dużą odpowiedzialność za sprawę mojego klienta (zresztą nie tylko w sprawach rozwodowych). Zdaję sobie sprawę z konsekwencji sprawy rozwodowej na czyjeś całe przyszłe życie. Piszę w swoim imieniu, ale jestem przekonana, że nie jestem w tym odczuciu odosobniona.
Na osłodę dodam, że takie pojednania, jak w dzisiejszym odcinku Prawa Agaty czasem się zdarzają, choć osobiście byłam świadkiem tylko jednej takiej sytuacji (nie tak filmowej, ale z podobnym skutkiem dla małżonków).
Jeżeli ktoś ma pytania w związku z tym odcinkiem serialu (np. czy tak wygląda rozprawa itp.), zapraszam do dyskusji.
{ 0 komentarze… dodaj teraz swój }