Ten wpis powstał jeszcze przed weekendem majowym, ale… nie zdążyłam go opublikować przed całkowitym odcięciem się (celowym) na te kilka dni od własnego komputera. Temat przez ten czas nie stracił na aktualności.
Wielkie poruszenie w Polsce spowodowały taśmy z nagraniem zachowania byłego radnego PIS. Słusznie? Słusznie, bo przemoc domowa powinna być piętnowana. Warto pamiętać, że przemoc domowa jest zamknięta w czterech ścianach, a ofiary nie mogą zaoferować tabuna świadków – tych zwykle brak.
Z czym się może spotkać ofiara, która w końcu (a zwykle trwa to dosyć długo) zdecyduje się powiedzieć na zewnątrz, czego doświadcza w domu? Może ze zrozumieniem (oby!), ale ileż razy z pobłażaniem w stylu „jak mąż żony nie bije, to jej wątroba gnije”, albo „bije, to znaczy – kocha”. Rzeczywiście „fajny żarcik”, o ile nie uświadomimy sobie, że przemoc rzeczywiście się zdarza i ktoś niewyobrażalnie cierpi. Pozostawienie takich ludzi bez pomocy to niewybaczalny błąd. Celowo piszę „ludzi”, bo przemoc dotyka i kobiety i mężczyzn.
Nie wnikając w sprawę rozwodową pp. Piaseckich i nie oceniając pobudek opublikowania tych nagrań wydaje mi się, że skutki wsłuchania się całej Polski w „krzyki o miłość” (pozostawię bez komentarza wypowiedź pełnomocnika p. Piaseckiego) pana radnego są dalekosiężne. Publicznie napiętnowano przemoc domową.
Jeżeli ktoś mi powie, że to oczywiste odpowiem – tak, w sferze werbalnej. Niestety fakt, że negatywna ocena takich zachowań jest oczywista nie jest jednoznaczne z tym, że ci, którzy to wiedzą tak nie robią, albo nie pozostają obojętni na cudzą krzywdę. Jeżeli się komuś wydaje, że tego typu przemoc domowa ma miejsce w domach tzw. marginesu społecznego, to to nagranie ten mit całkowicie obala. Zdarza się i w domach biednych i bogatych. I wierzących i ateistów.
Nagłośnienie problemu nie jest niestety jednoznaczne z tym, że ofiary przemocy fizycznej, czy psychicznej mogą liczyć na pomoc. W ostatnim czasie co rusz można się natknąć na informacje o „obcinaniu” dotacji organizacjom pozarządowym świadczącym pomoc osobom doświadczającym przemocy domowej. To, że takie ośrodki nadal funkcjonują – a sprawa pp. Piaseckich pokazuje, że są potrzebne – to zasługa pracowników tych organizacji, którzy poświęcają swój własny czas i angażują się mimo wszystko, żeby pomóc tym, którzy rozpaczliwie tej pomocy potrzebują.
Muszę dodać jeszcze jedno, bo zaczynam obserwować dodatkowy skutek uboczny opublikowanych nagrań. Z jednej strony niektórzy zaczynają się zastanawiać, czy jak zostali nagrani bo klęli, albo używali niecenzuralnych słów mogą być wrzuceni do tej samej szufladki co radny Piasecki i uznani za sprawców przemocy. Z drugiej – inni poczuli wiatr w żagle i wcielają się w rolę ofiary przemocy, bo wydaje im się, że na fali ogólnonarodowego potępienia dla sprawców przemocy łatwiej im będzie przekonać sędziego, że ten drugi małżonek to drań (choć przemocy domowej w związku nie było) i więcej ugrają w postępowaniu sądowym. I jedni i drudzy się mylą. Nie jest moją intencją podlizywanie się sędziom. Znam wieli mądrych sędziów, znam i takich, o których mam opinię, że nie powinni wykonywać tego zawodu. Ale jakoś mam dziwnie zaufanie, że sędziowie orzekający w sprawach rozwodowych są na tyle doświadczeni, że potrafią odróżnić ofiarę przemocy od „farbowanego lisa” (choć oczywiście zawsze istnieje ryzyko pomyłki). Jestem przekonana, że sędziowie w obecnym stanie podwyższonego wyczulenia społecznego na przemoc (niestety pewnie przemijającą) zwiększą czujność w ocenie twierdzeń stron porównujących swoją sytuację do koszmarnych doświadczeń p. Piaseckiej.
{ 2 komentarze… przeczytaj je poniżej albo dodaj swój }
Problem polega na czyms innym. pojecie przemocy domowej jest pojeciem mocno nieostrym. Na gruncie prawa karnego nie jest zdefiniowane. Jedyne co jest to art dotyczace fizycznej przemocy naruszenie nietykalnosci, pobicia itp. Z tasmami p. Piaseckiej jest sprawa mocno uznaniowa co przemoca jest a co nie. I ta jest ujeta w art 207 kk to jest przemoc psychiczna. I tu znowu jest to pojecie niesotre nie pozwalajace na jednoznaczna kwalifikacje czy mamy do czynienia z przestestwem czy nie. Jesli dołożymy do tego podejscie prokuratur ktore mowia o tym iz nie moze to byc zamiar ewentualny a swiadome dzialanie naznaczone długotrwaloscia (kolejne nieostre pojecie) to okaze sie na koncu ze to bylo zwykla klotnia i nie ma mowy o przemocy. Aby bylo jasne nie chce byc sedzia w tej sprawie. Wskazuje jedynie na hmmm… delikatnie mowiac niedoskonalosci prawa dajace szeroki pole do interpretacji przez prowadzacego prokuratura. I jestesmy w punkcie takim ze przez uznaniowosc de facto ma miejsce tworzenie prawa a nie jego stosowanie w oparciu o jasne kryteria i jasno okreslone granice gdzie wiadomo ze po przekroczeniu ktorych mamy do czynienia z przestepstwem
Bardzo dobrze, że po raz kolejny podejmuje Pani ten temat i zwraca uwagę na to, że przemoc dotyczy „ludzi”, a więc kobiet i mężczyzn. W przypadku mężczyzn temat jest prawdopodobnie jeszcze trudniejszy, bo wstyd związany z ujawnieniem tego, co się dzieje się w domowym piekle jest jeszcze większy (co to za mięczak, co dał się słabej kobiecie???). Proszę zauważyć, sprawa radnego P. wywołała słuszne poruszenie wokół tematu przemocy domowej, ale nadal mówi się przede wszystkim o przemocy wobec kobiet. Tymczasem przemoc to nie kwestia płci, ale charakteru, osobowości, a niektóre rodzaje osobowości niedojrzałej dotyczą znacznie częściej kobiet niż mężczyzn. Pan P. zachowuje się zaś jak typowy agresor i po tym właśnie można poznać „farbowanego lisa”- to on uważa się za ofiarę i obwieszcza to bez skrępowania całemu światu, to jego żona prowokowała, dosypywała mu „coś” do alkoholu, pokazywała dwa palce, jednym słowem Pan P. nie odpowiada za siebie i swoje patologiczne odruchy. Prawdziwa ofiara, tak jak Pani P., dochodzi do tego, że nią była, po latach i z wielkim trudem i z podobnym trudem przyznaje się przed innymi, że nią była. Pełnomocnik pana P. i jego linia obrony – rzeczywiście bez komentarza, bo przecież obowiązkiem pełnomocnika jest obrona, ale w granicach prawa. Przecież pełnomocnik ma dostęp do ujawnionego nagrania. Czy nie potrafi ocenić tego, co tam usłyszał? Dlaczego, mając wiedzę jak wyglądała sytuacja, próbuje (na szczęście dowody mówią same za siebie) wprowadzić sąd i opinię publiczną w błąd, twierdząc, że to było wołanie o miłość? Czy są jakieś sankcje wobec takiego pełnomocnika, który – jakby na to nie patrzeć – działa w sposób co najmniej nieetyczny, bo swoją linią obrony utwierdza sprawcę przemocy w słuszności jego postępowania, a zatem również w poczuciu bezkarności (a znęcanie się nad rodziną to przecież przestępstwo)? Czy taki pełnomocnik pomyślał jeszcze o dzieciach w takim małżeństwie? Osobiście mnie zadziwia, że przemocowcy to często, tak jak Pan P., gorliwi katolicy. Chroń nas Boże przed takimi patologicznymi ekspresjami rzekomej wiary. Wiara ta, jak widać, była tak głęboka, że uświęcała wszelkie środki.