Nie jest to sposób nowy, ale chyba często się o nim zapomina. Zdarza się, że – czy to w trakcie postępowania rozwodowego, czy też po (tak samo, jak po sprawie alimentacyjnej) osoba uprawniona do alimentów nie może ich w żaden sposób wyegzekwować. „Nagle” rodzic, który ma płacić alimenty traci pracę, nie ma żadnego majątku i generalnie nie można nic zrobić. I tu trzeba pochwalić ustawodawcę, który dał uprawnionym do alimentów nietypową broń.
Żeby z tej broni skorzystać, trzeba najpierw wszcząć egzekucję komorniczą. Jeżeli przez dwa miesiące komornikowi nie uda się wyegzekwować pełnej kwoty roszczenia (lub w ogóle nie może wszcząć egzekucji przeciwko osobie zamieszkałej za granicą), to można złożyć wniosek do wójta, burmistrza lub prezydenta miasta (dalej będę używać zbiorczej nazwy organ administracyjny) swojego miejsca zamieszkania o podjęcie działań wobec dłużnika alimentacyjnego. Do wniosku należy załączyć zaświadczenie od komornika o bezskuteczności egzekucji z informacją o stanie egzekucji, przyczynach bezskuteczności i działaniach podejmowanych w celu wyegzekwowania należności (jeżeli się tego nie zrobi, organ administracyjny zwróci się o ten dokument bezpośrednio do komornika, co oczywiście wydłuży procedurę). Po otrzymaniu wniosku organ administracyjny miejsca zamieszkania wierzyciela występuje z wnioskiem do organu administracyjnego miejsca zamieszkania dłużnika o podjęcie stosownych działań, tj.: przeprowadza wywiad alimentacyjny (o sytuacji rodzinnej, dochodowej i zawodowej dłużnika, jego stanu zdrowia i przyczyn niealimentowania), odbiera oświadczenie majątkowe (pod rygorem odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania) i informuje o przekazaniu danych dłużnika do Biura Informacji Gospodarczej (w razie powstania zaległości za okres ponad 6 miesięcy).
Przez cały czas trwania procedury oba organy administracyjne i komornik mają obowiązek informować się nawzajem o okolicznościach, które mogą mieć wpływ na skuteczność egzekucji. Nie będę zanudzać czytelników dość skomplikowaną procedurą, zwłaszcza, że wnioskodawca nie bierze w tym bezpośredniego udziału. Dość powiedzieć, że dłużnik alimentacyjny, który zostanie uznany za uchylającego się od zobowiązań alimentacyjnych (przypadki uzasadniające taką decyzję są wymienione w ustawie o pomocy osobom uprawnionym do alimentów – dla zainteresowanych Dz. U. z 2007 r., nr 192, poz. 1378 ze zm.) – może zostać pozbawiony prawa jazdy (a precyzyjnie mówiąc jego prawo jazdy zostanie zatrzymane). Prawo jazdy można odzyskać najwcześniej po pół roku chyba, że wcześniej ustanie obowiązek alimentacyjny.
Sposób dość oryginalny i nie wiem, jak to działa w praktyce. Warto jednak wiedzieć o takim alternatywnym sposobie egzekucji alimentów. Dziwnym trafem osoby zobowiązane do alimentów tracą pracę, ale jakoś się utrzymują i zwykle do tego bardzo przydatny im jest samochód.
{ 18 komentarze… przeczytaj je poniżej albo dodaj swój }
Witam Pani Agnieszko.
Muszę przyznać, że pomysł ustawodawcy dot. zatrzymywania prawa jazdy dłużnikom alimentacyjnym wywołuje we mnie mieszane uczucia, a to z następującego powodu.
Swego czasu (całkiem niedawno zresztą) posiadacz prawa jazdy za jazdę rowerem w stanie nietrzeźwości obligatoryjnie tracił prawo jazdy. Na pierwszy rzut oka sankcja słuszna i chwalebna. Co jednak stracić miał nietrzeźwy rowerzysta, który posiadaczem prawa jazdy nie był?
Z tego co mi wiadomo Trybunał Konstytucyjny orzekł o niezgodności tego przepisu z Konstytucją z uwagi na to, że stoi on w sprzeczności z zasadą równości wobec prawa. Z tego samego powodu budzi moje wątpliwości przepis ustawy o pomocy osobom uprawnionym do alimentów dotyczący zatrzymywania prawa jazdy dłużnikom alimentacyjnym.
Nie występuję tu w obronie osób uchylających się od wykonania ciążącego na nich obowiązku alimentacyjnego. Chcę tylko podzielić się wątpliwościami co do zgodności omawianego rozwiązania z Konstytucją, właśnie w kontekście zasady równości wobec prawa. Z istoty tego rozwiązania wynika bowiem, że w lepszej sytuacji od posiadaczy prawa jazdy znajdują się osoby, które go nie posiadają.
Pozdrawiam
-ben-
Na początku omawiane przepisy wzbudzały u mnie dużo wątpliwości. I pewnie trudno się nie zgodzić z Pana twierdzeniem, że lepiej mają Ci, którzy prawa jazdy nie mają. Z drugiej strony jeżeli ma to zmotywować do płacenia alimentów, to cel jest słuszny. Nie pamiętam dokładnie powołanego przez Pana orzeczenia TK, ale tam chyba chodziło o surowość sankcji i utratę karty rowerowej. Zgadzam się, że utrata prawa jazdy za niepłacenie alimentów jest kontrowersyjne, ale być może – niestety nie mam informacji na ten temat – skuteczne? Jeżeli ktoś z czytelników ma wiadomości o takich sprawach, albo osobiste doświadczenia – zapraszam do dyskusji.
Orzeczenie TK, o którym mowa dotyczyło kwestii, o których Pani pisze, czyli nierównej sytuacji osób prowadzących pojazd mechaniczny w stanie nietrzeźwości w porównaniu z osobami prowadzącymi pojazd niemechaniczny np. rower w tym stanie. Moje wątpliwości budzi jednak stopień dolegliwości takiego środka karnego w zależności od tego czy określona osoba pojazdem mechanicznym porusza się na co dzień w porównaniu z osobą, która porusza się np. środkami komunikacji publicznej i do tego nie ma zamiaru w przyszłości zdobywać uprawnień do kierowania pojazdami mechanicznymi. Środek karny w postaci zakazu prowadzenia pojazdów można orzec bowiem niezależnie od tego czy w danym momencie sprawca posiada uprawnienia do kierowania określonymi pojazdami. Ale zostawmy prawo karne.
Instytucja zatrzymania prawa jazdy uregulowana w ustawie o pomocy osobom uprawnionym do alimentów możliwa jest do zastosowania wyłącznie w odniesieniu do osób, które takowe posiadają. Co do skuteczności tego rozwiązania, jeśli nawet odnosi skutek (również nie mam informacji na ten temat) – to czy w tej sprawie cel powinien uświęcać środki? Czy nie należałoby zastanowić się nad wprowadzeniem rozwiązań, które można byłoby zastosować w równym stopniu do wszystkich osób uchylających się od alimentów zamiast stanowić kulawe prawo?
Jak najbardziej się zgadzam z tezą, że warto myśleć nad rozwiązaniami uniwersalnymi, zamiast stanowić kulawe prawo. Trudno mi jednak podać przykład uniwersalnej sankcji, która mogłaby skłonić dłużników alimentacyjnych do realizowania zobowiązań. Tradycyjne środki są niestety często nieskuteczne. Osoby uchylające się od alimentowania zwykle oficjalnie są bez pracy, nie posiadają majątku i po prostu nie ma z czego egzekwować należności. Zatrzymanie prawa jazdy to pomysł na uprzykrzenie życia tym, którzy mają uprawnienia do prowadzenia pojazdów mechanicznych – prawo jazdy często umożliwia zarabianie na czarno. Nie zamierzam zaciekle bronić rozwiązania zastosowanego w tej ustawie. Zasadniczo zgadzam się z Pana zarzutami. Jako plus postrzegam jednak próbę wspomożenia bezradnych rodziców, którzy nie mają już żadnej możliwości uzyskania alimentów poza tą drogą administracyjną. Często są to osoby, które nie mogą uzyskać pomocy z funduszu alimentacyjnego, gdyż nie spełniają kryterium dochodowego (co wcale nie oznacza, ze łatwo im utrzymać rodzinę bez zasądzonych alimentów).
Zachęcam do zgłaszania alternatywnych pomysłów na poprawę ściągalności alimentów.
Witam,
Z przykrością stwierdzam, że ulega Pani stereotypowi. Podobnie jak sądy – nie płaci, bo nie chce…
Poprawienie ściągalności? Ależ to bardzo proste, podobnie jak poprawienie ściągalności podatków.
Proszę wziąć ołówek i policzyć:
1. utrzymanie domu/mieszkania – średnia krajowa
2. utrzymanie siebie – średnia krajowa
3. średni dochód
4. komornik pozostawia dłużnikowi ile?
Podobnie jak z podatkami ucieka się w szarą strefę, żeby przeżyć. Po prostu i nie ma tutaj cudów. A poprawa ściągalności? Urealnienie wymiaru alimentów i skorelowanie ich ze stopniem alienacji rodzica. prosto i bez wymądrzania – nie chcesz porozumienia w sprawie kontaktów eks z dziećmi -radź sobie sama.
Nie mogę się z Panem zgodzić. Rozumiem, że czasem trudno jest samemu przeżyć za zarobione pieniądze, ale dziecko nie żyje powietrzem. Wiem, że zdarza się, że rodzic wiodący (przebywający na co dzień z dzieckiem) ogranicza kontakty dziecka z drugim rodzicem, ale czy niepłacenie alimentów ma być zemstą na rodzicu wiodącym? To ja się pytam, kto na tym ucierpi? Niech już będzie, że w naszym przykładzie to matka ogranicza kontakty (pewnie statystycznie tak się częściej dzieje, niż w drugą stronę). No pewnie, że matce bez tych alimentów od ojca będzie ciężej, ale w efekcie końcowym, to dziecku będzie gorzej. Biorę poprawkę na skrajne sytuacje życiowe, bo w mojej pracy też się z takimi stykam, ale bardzo często usprawiedliwieniem wstrzymania płatności alimentów jest brak kontaktów z dzieckiem. Nie widzę – nie płacę. Przykro mi, ale dla mnie to żadne usprawiedliwienie. Rodzice mogą się „żreć” między sobą ile wlezie, ale rolą rodziców jest zapewnienie dziecku takich warunków, by jak najmniej ucierpiało!!! Mam na myśli oczywiście nie tylko aspekt ekonomiczny, ale tez psychiczny, ale to temat trudny i odmienny w każdym osobnym przypadku.
A co Pani powie na to jak dłużnik alimentacyjny zarabia 1500 zł jego alimenty 1000 zł a ma na utrzymaniu drugą rodzine . Może zamiast wypisywać takie mądrości powalczy Pani troche z bezrobociem w Polsce i godnych wynagrodzeniach dla pracowników . Jeden na przekrętach na wysokim stołku zarabia krocie a zwykły szary człowiek jest ciągle bity w d…..e. Jako adwokat orientuje się pani, że przepis zabierania praw jazdy jest niezgodny z konstytucją. Jest proste rozwiązanie niech, każdy zarabia godziwe pieniądze to nie będzie problemu z alimentami i druga sprawa jeżeli rząd pomimo takich dużych wynagrodzeń dzieli swoje resorty nagrodami dla swoich i tak bogatych pracowników po kilka milionów rocznie przeznaczcie je na FA i problem zgłowy. Z poważaniem AK.
Nic nie powiem, poza tym, że zakładając drugą rodzinę dłużnik alimentacyjny chyba ma świadomość, że dzieci kosztują. A skoro ma alimentów 1.000 zł, to sąd (słusznie, lub nie – nie mnie oceniać) ocenił możliwości zarobkowe tego dłużnika na wyższe niż dłużnik wykazuje. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zaskarżyć niekonstytucyjny przepis do Trybunału Konstytucyjnego. Póki nie ma orzeczenia TK, to przepis obowiązuje i tyle na ten temat. Jako adwokat nie walczę z bezrobociem, ale walczę o interesy moich klientów. Taka praca :-). https://blogrozwod.pl/wp-admin/edit-comments.php?p=443&approved=1#comments-form
Zabieranie prawa jazdy, które jest ostatnią możliwością zarabiania jest moim zdaniem najgorszą podłością prawną w tym państwie jaką znam.
Przedstawię to na swoim przykładzie:
Żyłem normalnie z rodziną, nie najgorzej zarabiałem (3 średnie krajowe), ale przed ślubem przyzwyczaiłem swoją (wkrótce) byłą żonę do wożenia na drogie zagraniczne wakacje. W pewnym momencie złapała mnie na dziecko, ale ponieważ kochałem ją i chciałem zawsze żyć w normalnej rodzinie, więc wzięliśmy ślub. I to była najgorsza decyzja w moim życiu.
Po trzech latach małżeństwa utraciłem kontrakt i straciłem pierwszy raz w życiu pracę. Przez rok przeszkalałem się do nowej branży żyjąc z moich oszczędności i z pensji żony. Co prawda spłacaliśmy kredyt za mieszkanie, ale wystarczało do aż udało mi się zdobyć niezłą pracę w nowej branży (IT, jako programista). Było to już tylko półtora średniej krajowej, ale było to i tak o wiele lepsze niż bezrobocie ponieważ razem mieliśmy na rękę ponad 5 tys. zł przy kosztach stałych na poziomie 1600 zł. Jednak żona była już zmanierowana wysokim poziomem życia, więc zaczęła mnie karać zabieraniem dzieci do teściowej na całe tygodnie. Dodam, że teściowej z koszmaru zięcia – szczytowej materialistki i wiecznie pretensjonalnej o wszystko. Wcześniej moja żona strasznie nie cierpiała swojej matki, a już szczególnie ciągłego nakazywania przez nią sprzątania w swoim pokoju. Wtedy tego jednak nie rozumiałem. Zacząłem rozumieć tuż po ślubie kiedy pierwszy raz zamieszkałem z żoną. Okazało się, że to wręcz patologiczna bałaganiara. Nasz dom dosłownie dewastowała pozostawiając wszędzie gnijące jedzenie, hodując w ten sposób robactwo, kupując i znosząc coraz więcej jedzenia i rzeczy z różnych lumpexów. Parę razy nie wytrzymałem i bezsilny wyzwałem ją. Na dodatek od 3 roku ślubu i tym samym od tego wieku syna okazało się, że nasz syn ma Zespół Aspergera, ale przez kolejne 5 lat nie było siły, aby wyprosić kogoś o pomoc w zdiagnozowaniu tego. Syn atakował córkę (młodszą o 1,5 roku) oraz inne dzieci, w szczególności dziewczynki, co wzmacniało się w obecności nas dwojga, a niwelowało do zera kiedy ja przebywałem sam z synem. Dlatego zacząłem uważać, że takie zachowania są powiązane z matką i jej patologiczną wręcz hipokryzją w każdej sprawie.
Mimo to trzymaliśmy się jako rodzina. Właściwie nigdy się nie kłóciliśmy ponieważ żona to skrajna introwertyczka, a ja jestem ekstrawertykiem. Na dodatek, jak niedawno się okazało, ja sam mam Zespół Aspergera więc miałem skrajnie utrudnione możliwości komunikacji gdy żona latami zaczęła karać mnie „fochem”. Kiedy syn miał 7 lat drugi raz straciłem pracę. Jednak ponieważ co nieco już umiałem umówiłem się z żoną (tak mi się wtedy wydawało), że za ostatnie oszczędności wyciągnięte ze stratą spłacę mieszkanie, żeby nie ryzykować komornikiem i natychmiastową wymagalnością kredytu, a ona w tym czasie będzie utrzymywać rodzinę z pensji. Było to tym bardziej uzasadnione, że nasz syn był niebezpieczny dla innych dzieci ponieważ nagle i bez żadnego ostrzeżenia bywało, że dusił dziewczynki lub bił dzieci, więc ktoś musiał się nim opiekować podczas lekcji. Nie można było zdiagozować dziecka ponieważ nikt nie miał tego w interesie, a na prywatne kliniki nie było nas stać. W ciągu roku lub dwóch chciałem napisać oprogramowanie autorskie, które w zamierzeniu miało podnieść naszą rodzinę na poziom finansowy, do którego żona była przyzwyczajona.
Niestety okazało się, że zostałem oszukany. Mimo iż w ciągu zaledwie 8 lat spłaciłem wyłącznie ze swojej pensji kredyt mieszkaniowy i zbiłem w ten sposób całkowite koszty stałe życia do śmiesznej kwoty ok. 550 zł., to żona ani myślała wypełnić swoją część umowy. Byłem na nią zły, więc sytuacja coraz bardziej się pogarszała i wtedy jeden raz w życiu odebrałem jej aparat, który chciała rozbić po tym jak zrobiłem zdjęcia dokumentujące dewastację mieszkania. Dla mnie sprawa była bez znaczenia bo oddałem go jej jak tylko zgrałem zdjęcia do komputera i właściwie była to pierwsza (i ostatnia) realna kłótnia. Po roku od tamtej sprawy spłaciłem kredyt i podjęliśmy terapię rodzinną – głównie z powodu zachowania syna. Nie wiedziałem, że nic się nie poprawi ponieważ nie ustała zła stymulacja, którą było życie w toksycznym związku mnie z oszustką. Terapia kończyła się, ale w tym czasie zmarł mój teść, więc od tego momentu nic nie hamowało teściowej przed praniem mózgu swojej córki. Pod koniec roku kiedy dowiedziałem się, że trzeba psychiatrów i urzędy zasypać papierami – opiniami, diagnozami, wynikami żeby uzyskać dla syna jakąkolwiek diagnozę, udało się uzyskać dla syna diagnozę, że ma ADHD. Mieszkanie było nasze, spłacone, syn miał już jakąś diagnozę (to bardzo dużo), indywidualny tok nauczania i zaczął z dziecka odrzuconego w przedszkolach stawać się świetnym i pilnym uczniem, nawet potrafiącym sprzątać po sobie – ja już kończyłem swoją pracę, a córka zaczęła chodzić do szkoły. Wszystko było więc na dobrej drodze żeby wyjść na prostą kiedy w wigilię Bożego Narodzenia żona wzięła dzieci do teściowej, a mnie pomówiła na policji o psychiczne znęcanie się nad rodziną. Nie mogła wymyślić nic więcej ponieważ żony nigdy w życiu nie uderzyłem, a syna w ogóle tylko 3 lub 4 razy i to gdy nie ustawały jego ataki na córkę. Oczywiście nie było to wcale wychowawcze – po prostu nie wytrzymywałem psychicznie kiedy żona hipokrytka nie robiła nic, żeby wspólnie podjąć jakiekolwiek działania. A ja przyczynę widziałem głównie w zachowaniu syna. Kilka razy próbowałem prób samobójczych, ale dość szybko mi przechodziło bo miałem jednak dzieci, żonę, dom i jakieś perspektywy.
Nie miałem pojęcia o jakimkolwiek zgłoszeniu na policję bo dla mnie to byłby absurd. Wiedziałem, że źle się dzieje w rodzinie bo spędzenie świąt i Nowego Roku osobno, to było coś poważnego. Wtedy przyjaciel namówił mnie na to abym wyjechał do innego miasta do pracy, a ja na to przystałem bo kończyły mi się opcje. Jednak w międzyczasie szukał mnie jakiś policjant, więc poszedłem na posterunek z plecakiem bo zaraz miałem wyjeżdżać. Tam rozmawiałem z jakąś kobietą, która pytała mnie o problemy w rodzinie, to jej wszystko powiedziałem bo myślałem, że może ktoś nam wreszcie pomoże. Jednak zamiast tego zostałem od razu z posterunku przewieziony do prokuratora, gdzie potwierdziłem że rozmawiałem z kobietą, która okazała się policjantką. Stamtąd od raz zostałem zawieziony do sądu, a sąd wydał postanowienie o moim aresztowaniu na 3 miesiące ze względu na podejrzenie znęcania się nad rodziną oraz prawdopodobieństwo ucieczki za granicę (programiści często pracują za granicą) oraz mataczenia gdyż dzieci nie zostały jeszcze przesłuchane. Tak właśnie wyglądał początek mojego niszczenia i upokorzeń. Złożyłem od razu zażalenie na postanowienie, który został uwzględniony dopiero po 2 miesiącach z zamianą na kaucję, eksmisję i zakaz kontaktowania się z rodziną. W areszcie napisałem oprócz zażalenia również zawiadomienie o psychicznym znęcaniu się żony nade mną ponieważ wtedy dopiero przeczytałem KK i zrozumiałem, że to co ona robiła, to było właśnie znęcanie się nade mną i nad synem. To zostało jednak potraktowane jako zemsta i prokurator umorzył całe postępowanie ze względu na to, iż to ja jestem przestępcą, a całe „zawiadomienie to jakiś żart”.
Wyszedłem na wolność dzięki rodzinie swojej mamy, która zapłaciła kaucję. Nie było już mowy o jakiejkolwiek pracy w moim stanie psychicznym, a na dodatek okazało się, że pisk, który słyszę w mojej głowie od dwóch lat mógł być objawem zmian w mózgu spowodowanych wycieńczającą pracą po 20 godzin na dobę kilka miesięcy wcześniej. W areszcie o mało się nie zabiłem, ale nadal sądziłem, że cała sprawa, to jakaś piramidalna pomyłka. Jednak w międzyczasie okazało się, że siedząc w więzieniu moja żona założyła mi sprawę o alimenty, a potem napisała ohydny wniosek o całkowite pozbawienie mnie praw rodzicielskich oraz o zakaz kontaktowania się mnie z dziećmi przez 3 lata Wtedy ją znienawidziłem. W tym samym czasie z prokuratury wyszedł wniosek o zabranie mi prawa jazdy ze względu na próbę samobójczą w areszcie. Straciłem prawo jazdy mimo iż nie mam żadnego samochodu ponieważ ostatni rozbiła żona i zezłomowała kiedy byłem w areszcie. Za pożyczone pieniądze (700 zł) zrobiłem badania psychiatryczne i psychologiczne i odzyskałem prawo jazdy bo była to ostania rzecz, dzięki której mogłem po prostu jakoś pracować. Dzisiaj dzięki temu mogę okazjonalnie pracować jako kierowca odwożąc nabzdryngolonych klientów ich samochodami. Nie jest to dla mnie bardzo trudne ponieważ od zawsze jestem całkowitym abstynentem i nigdy w życiu nie miałem żadnych nałogów, a problem z koncentracją w samochodzie nie jest zbyt duży.
Teraz kiedy pracodawca dowiedział się, że na płacę mam założonego komornika (za mało zarabiam, żeby móc płacić horrendalne kwoty jakie zasądził mi sąd na podstawie zarobków sprzed kilku lat) i że toczy się przeciwko mnie sprawa karna, to o żadnej legalnej pracy innej niż z płacą minimalną nie ma mowy.
Muszę się utrzymywać za 259 zł miesięcznie będąc bezdomnym bo żeby móc się zarejestrować jako bezrobotny w innym mieście, żeby znaleźć pracę oraz mieć ubezpieczenie zdrowotne – musiałem się wymeldować na bruk. Jedyne co mi zostało, to współwłasność mieszkania do którego nie mogę się zresztą zbliżać bo sprawa karna może toczyć się jeszcze 3-4 lata. Jeżeli teraz miałbym znowu stracić z trudem odzyskane prawo jazdy (nie mam swojego samochodu – nie stać mnie), to nie mógłbym zarabiać w żaden sposób. Mógłbym tylko iść na ulicę i wyć, albo żebrać. A życie bez dostępu do łazienki jest wystarczająco trudne nie tylko w zimie, gdy nie można zasnąć, żeby nie zamarznąć.
Tak właśnie niszczy się ojców i mężów. Niech tylko te cholerne modliszki skupione w organizacjach jak z Seksmisji dostaną jeszcze trochę więcej narzędzi prawnych do gnojenia facetów, to chory kraj stanie się w faktem. 🙁
Ile potrzeba jeszcze takich historii jak moja? Ile jeszcze dzieci będzie w szkole mówiło, że nie mają już taty bo tak im „mama” powiedziała?
Dwóch sędziów zgłosiło odrębne zdanie, dlaczego ?. I należało by tu zadać pytanie: czy podatnikowi który uporczywie uchyla się od obowiązku podatkowego też należy zatrzymać prawo jazdy ?, czy obywatelowi który uporczywie uchyla się od spłacania kredytu też należy zabrać prawo jazdy ? takich przykładów można tu wymieniać wiele Panie Sędzio Stanisławie Rymar, proszę nie łączyć TK z polityką!!!. Należy zebrać w całej Polsce podpisy i złożyć skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu
Panowie nic dodać nic ująć – popieram 100/100 Wasze wpisy
Dzien Dobry,
A ja mam pytanie co ma zrobić kobieta, która dostaje tylko połowę pieniędzy, które zasądził sąd tytułem alimentów na dzieci. Z tego też nie da sie wyżyć, nawet jeśli pracuję. Nie zarabiam zbyt dużo, bo pracę mam taką, żebym miała blisko szkoły dzieci, bo muszę je zaprowadzać i odprowadzać i zajmować się nimi po szkole, a poza tym mam problemy zdrowotne i to ogranicza mnie w zmianie pracy.
Byłemu mężowi komonik sciaga połowę zasądzonych alimentów. Mąż nie ma nic na siebie, jeśli chodzi o majątek. Zatrudniony jest przez swoja obecna partnerke na najniższa krajową. Pierwsza pracę, gdzie zarabiał zdecydowanie wieksze pieniądze, stracił na własne życzenie, potem był bezrobotny. Teraz dostaję ochłapy, za które ciężko mi wyżyć, zwłaszcza, że zaczął się rok szkolny i jest dużo wydatków, dzieci też regularnie przyjmują leki.
I co ja mam robić, co z tego, że mam wyrok. Jak mam dochodzić swoich praw. Po co była ta sprawa w sądzie, która trwała kilka lat, jak nie mogę wyegzekwować swoich prawa. Jestem bezradana i płakać mi się chce. Dlaczego wystarczy, że alimenciarz wpłaci jakąś kwotę i już ma święty spokój. Dodam jeszcze, że ojciec nie interesuje się dziećmi, nie uczestniczy w ich życiu w żaden sposób i nie dlatego, że ja mu robię problemu, poprostu dzieci to obowiązki, a on nie chce obowiązków.
Jeśli może mi Pani podpowiedzieć, co mogłbym zrobić w tej sytuacji byłabym bardzo zobowiązana. Wszędzie są informacje, co można zrobić, gdy alimenciarz nic nie płaci i kobieta nie pracuje. Nigdzie nie ma informacji, co ma zrobić kobieta pracująca (ale zarabiająca średnią krajową), w sytuacji gdy dostaje połowę, albo mniej zasądzonych alimentów i ma problemu z utrzymaniem siebie, dzieci i domu.
A ja myślę, że gdyby mojemu byłemu mężowi groziło odebranie prawa jazdy (jest to jego narzedzie pracy) szybko znalazlyby się pieniadze na całe alimenty, tylko nie mam prawa do skorzystania z tego narzedzia. Wszyscy cackają sie z ojcami, którzy nie płacą. A tacy ojcowie są bezwzgledni wobec swoich dzieci, maja w nosie, czy dziecko ma zapewnio wszystk co trzeba, jak sie czuja, czy tesknia cierpia po rozstaniu.
Nie ma w dzisiejszych czasach sprawiedliwości. Piersze prawo „oko za oko, zab za ząb” – chyba było najbardziej sprawiedliwie.
Może kastracja takich tatusiów byłaby najlepszym rozwiązniem. Ktoś kto nie umie zadbać o dzieci z jednego związku, z pewnością nie zajmie się dobrze dziećmi w drugim związku, tzn. ze nie powinien mieć więcej dzieci, bo tylko państwo później musi je utrzymywać.
Bezsilność i flustracja już przeze mnie przemawia.
Dziękuję Pani za poruszenie tego tematu. Postaram się napisać na ten temat osobny wpis.
Witam Pani Mecenas. Znalazłam Pani blog szukając informacji dotyczących procedury zatrzymania prawa jazdy za niepłacenie alimentów. Proszę mi jednak wskazać, być może miała już Pani taką sprawę czy też zapytanie na blogu, czy da się taką uruchomioną procedurę zatrzymać. Wyjaśnienie: mój konkubent został poinformowany, że z uwagi, iż od ponad dwóch lat uchyla się od niepłacenia alimentów (ex zonie płaci Fundusz Alimentacyjny) została uruchomione postępowanie gdzie jednym z jego następstw jest zabranie prawa jazdy. Był już wezwany na policję, był już w prokuraturze, kontaktował się z komornikiem. Wszystkim podmiotom przedstawił wyciągi bankowe stwierdzające, że alimenty były i są płacone. Nie występują żadne zaległości alimentacyjne. Jak zatem zatrzymać prowadzone postępowanie? Z gry bardzo dziękuję za odpowiedź.
Jeżeli wszystko jest w porządku ze strony Pani partnera, to trzeba spokojnie poczekać na zakończenie postępowania.
Witam Panią! Mam serdeczną prośbę!Proszę o pomoc. Proszę mi odpowiedzieć na pytanie. Jeżeli Sąd I Instancji zasądzi alimenty, ojciec nie zgadza się z ich wysokością. Składa apelację. Sąd Apelacyjny oddala wniosek o zmniejszenie, czyli utrzymuje wyrok I Instancji. Dotychczas ojciec płacił zabezpieczenie finansowe a nie alimenty. Skoro Sąd Apelacyjny utrzymał w mocy, moje pytanie czy ojciec powinien uregulować alimenty od daty, którą przyznał Sąd I instancji czy od daty Sądu Apelacyjnej. Pragnę podkreślić, że chodzi 7 miesięcy jak gdyby zaległości.Będę bardzo wdzięczna za każdą odpowiedż. Znając Pani przychylność liczę na pozytywne załatwienie mojej prośby za co z góry dziękuję i pozdrawiam serdecznie, życząc miłego dnia!
Niestety nie udzielam tutaj porad prawnych (zwłaszcza bez znajomości treści dokumentów, na jakie się Pani powołuje)
Witam zabrano mi prawko za alimenty chociaż jestem kierowca zawodowym proszę o pomoc