W ostatnim czasie nie dawałam rady wstawić wpisów (na obu blogach) w założonym przeze mnie cyklu. Powód? Praca. Na co, jak na co, ale na brak pracy (na szczęście) nie mogę się skarżyć… :-).
Ale robię też inne rzeczy (co oczywiście też pochłania trochę czasu), o których napiszę, jak już skończę. Nie chcę uprzedzać wypadków.
Dzisiaj tylko parę słów o wymiarze sprawiedliwości od mniej sympatycznej strony. Jestem już niemłodym adwokatem (choć też jeszcze nie najstarszym :-)) z jakimś tam bagażem doświadczeń. Ale zdarzają się jeszcze sytuacje, które mnie zaskakują i dziwią. Jakiś czas temu w ciągu jednego tygodnia miałam dwie rozprawy z elementem mediacji w tle.
Sytuacja pierwsza: sprawa rozwodowa, z podejrzeniem znęcania się fizycznego nad dziećmi przez przeciwnika (sprawa w prokuraturze). Sąd przez godzinę nakłaniał nas do mediacji i ugody w kwestii kontaktów (żeby ojciec – przypomnę; podejrzewany o znęcanie się nad dziećmi – mógł widzieć się sam na sam z dziećmi). „Nakłaniał” to jest delikatnie powiedziane… I jak jestem mediatorem rodzinnym, nie daliśmy się (ku niezadowoleniu sędziego), bo nie za bardzo jest o czym mediować w tak trudnej sytuacji.
Sytuacja druga z następnego dnia: sprawa o uregulowanie kontaktów i zgoda stron, że chcą mediacji. I co? Godzina nakłaniania przez sędziego do ugody i próba zniechęcenia stron do mediacji, byle szybciej skończyć sprawę. Też nie daliśmy się, ale przyjemnie nie było…
Można dostać schizofrenii? W jeden dzień mediacja jest dobra, na drugi dzień – wręcz przeciwnie. Zdarza się, że sędziowie starają się przeforsować swoją wizję zakończenia sprawy Dopóki robią to w wyroku kończącym sprawę, nie mam uwag. Jeżeli nakłaniają strony do ugody, zakończenia sprawy w określony sposób (przede wszystkim najszybszy z możliwych), to to już nie jest w porządku. Pół biedy, jeżeli trafi się pełnomocnik, który weźmie naciski sędziego na siebie i się nie da, bo interes klienta nie zawsze jest zbieżny z interesem sędziego. Strony, które występują przed sądem same, często się poddają i robią to, co proponuje sędzia.
Czy warto? Jak zwykle, to zależy. Śmiem stwierdzić, że osoba nie znająca prawa może mieć trudności w świadomym podjęciu decyzji. A za złe decyzje najczęściej się płaci. Prawomocnego orzeczenia najczęściej nie można zmienić i pozostaje jedynie żyć z takimi, czy innymi konsekwencjami orzeczenia, na któe się zgodziliśmy, bo sąd tak chciał..
{ 12 komentarze… przeczytaj je poniżej albo dodaj swój }
Jak widac z powyzszego nie zawsze dobro dziecka jest najwazniejszym czynnikiem na sali sadowej. W sytuacji kiedy ktos wystepuje bez pelnomocnika czasami jest jeszcze gorzej i z koncowym wynikiem tez. Nie chce mowic ze zawsze bo to zalezy od czlowieka ktory ma toge i zasiada za stolem sedziowskim. I to zdaja sie byc raczej cechy osobowosci niz zachowanie wynikajace z funkcji
Witam serdecznie, czytam Pani blog dosyć regularnie a przynajmniej wszystkie wpisy i komentarze, które dostaję w mailu. Ostatni Pani komentarz nt Wymiaru Sprawiedliwości trochę mnie zadziwił. A to dlatego iż widzę tu pewną niekonsekwencję z Pani strony, a mianowicie: słuchałem Pani wypowiedzi w czasie audycji, chyba w Radiu Kraków, dotyczących uprowadzania dzieci przez rodziców, pomijam przesłanki bo one mają zawsze dwie strony i nie ma sensu tego teraz komentować. O ile w czasie audycji prezentowała Pani twarde stanowisko, właściwie bez emocji, tłumacząc to przestrzeganiem prawa ( i ja to rozumiem ), to w ostatnim swoim wpisie „Refleksje nad…”, podważa Pani decyzje lub brak decyzji sądu, mówiąc że mediacja raz jest dobra drugim razem zła, ze mozna dostać schizofrenii itd. Wydaje mi się, że ma Pani ogromne doświadczenie i niełatwo spotkać prawnika z otwartą głową, stąd też moje zaskoczenie! Droga Pani Agnieszko, niestety trzeba sobie powiedzieć wprost żaden system prawny nie jest doskonały, a zwłaszcza polski, prawo rodzinne i decyzje sędziów to katastrofa. Wystarczy porównać prawo rodzinne chociażby w Szwecji, napewno jest Pani znane, bo przecież ma Pani z tym do czynienia codziennie. Z drugiej strony prawo karne w Szwecji to katastrofa. Myślę, że trzeba o tym mowić głośno i wyrażnie, bo to prawo często decyduje o przyszłości ludzi, decyduje tez o przyszłości dzieci i to nie zawsze wychodzi dzieciom i rodzicom na zdrowie.
Problemem jest tez fakt ze nie każdy sędzia prowadzący sprawę rodzinną ma pełen wgląd w to co naprawdę się wydarzyło. Nie wiem czy są tacy, którzy mają?!?, bo przecież opierają się na JAKICHŚ dowodach i wygrywa strona, która przedstawi lepsze argumenty; nie wygrywa ten kto ma rację tylko ten kto przedstawi lepsze dowody. Czyż nie jest tak? Oczywiście odnoszę tutaj się do sytuacji gdzie prawo nie działa tak jak powinno, sąd wydaje decyzję krzywdzącą dziecko, rodziców, albo ma problem, jak Pani pisze, z mediacją. Nikt nie zna swoich dzieci tak dobrze jak rodzice, niestety jest to nagminne, że rodzice stawiają swoje ego ponad wszystko i ponad dziecko. Wtedy zaczyna się „jazda” w sądzie i to bez pasów bezpieczeństwa.
Pozdrawiam serdecznie
Maciek
Pani Macieju, cóż… Prawda jest taka, że adwokat też ma emocje :-). Uważam, co do zasady, że mediacja jest czymś pozytywnym, ale nie zawsze się ją da zastosować. Mój wpis to reakcja na postawy sędziów (na szczęście odosobnione), którzy starają się czasem forsować swój pomysł na prowadzenie sprawy. Zgodzę się z Panem, że żaden system prawny nie jest doskonały, ale też trzeba pamiętać o tym, że prawo stosują ludzie. Nie znam prawa szwedzkiego, ani innego poza polskim i europejskim. W przypadkach, gdy znajomość obcego prawa jest potrzebna współpracuję po prostu z zagranicznymi prawnikami.
No bo co to ma być, że sędzia ma już napisany wyrok, a tu pełnomocnik wyskakuję z jakąś mediacją…
Albo sędzia nie wie, co ma zrobić, bo sprawa trudna, to może niech się dogadają, a tu taki pełnomocnik oponuje…
Jak zwykle adwokat przeszkadza :-)…..
Mówi się, że prawo jest dla ludzi – jednak postawa sędziego nie zawsze na to wskazuje. Moim zdaniem adwokat zawsze powinien kierować się dobrem dziecka i dokonywać wszelkich starań, aby sprawa zakończyła się powodzeniem, czy to z pomocą mediacji czy bez.
Dobro dziecka to trudne pojęcie. W razie sporu każdy z rodziców pojmuje dobro dziecka inaczej.
Piekna teoria niestety teoria. To wlasnie z mamusia tak ze byla sprawa karana z 200 kk. I pomimo tego ze zakonczyla sie niczym pan adwokta przed sadem uparcie twierdzil (wbrew wyrokom) ze ojciec jest pedofilem, dla efektu procesowego. Udalo sie odwlec postanowienie i w dalszym ciagu izolowane dziecko. Nie wiem jakie mam szanse skoro klienci pana mecenasa mowia o tym iz ma on znajomosci w sadzi i prokuraturze krakowskiej,a Pan Mecenas ma postepowanie dyscyplinarne.
————————————————————
Student Prawa
19 listopada 2015
Mówi się, że prawo jest dla ludzi – jednak postawa sędziego nie zawsze na to wskazuje. Moim zdaniem adwokat zawsze powinien kierować się dobrem dziecka i dokonywać wszelkich starań, aby sprawa zakończyła się powodzeniem, czy to z pomocą mediacji czy bez.
———————————————————
Agnieszka Swaczyna
23 listopada 2015
Dobro dziecka to trudne pojęcie. W razie sporu każdy z rodziców pojmuje dobro dziecka inaczej.
Witam ponownie,
Widać kto jeszcze prawo studiuje a kto skończył. Dwa komentarze i dwa rożne podejścia do sprawy, jak dzień i noc.
Można by dodać do tego, że lekarz powinien mieć dobro pacjenta na uwadze a nauczyciel dobro ucznia, pewnie sędzia dobro sprawy. Bardzo ładne postulaty, trochę przypominające „stare czasy” gdzie wszyscy mieli mieć po równo i wyszło tak że nikt nic nie miał. Być moze Student Prawa nie jest jeszcze świadomy, że tego typu zasady kompletnie się nie sprawdzają w rzeczywistości. No cóż, nic straconego, może praktyka zawodowa u pani Agnieszki Swaczyny??!!;)
Pozdrawiam serdecznie
Maciek
To pewnie też trochę zderzenie młodości ze starością? Wiedza książkowa po prostu różni się czasem od doświadczenia. Pozdrawiam serdecznie.
Świetny wpis – kwestia końcówki „Można dostać schizofrenii?”. Ludzie często mówią „Prześpie się z tym” a następnego dnia dokonują innego wyboru, niż chcieli wcześniej 🙂
Pozdrawiam!
Proszę wczytać się we wpis. To jest użyte w innym kontekście.